W Poszukiwaniu Kwiatu Paproci
20 maja 2024Kwiat Paproci … czyli tajemniczy i całkowicie nieosiągalny symbol szczęścia i bogactwa. Niezliczone rzesze naszych przodków przez setki lat przeczesywało bagna i moczary w poszukiwaniu tego legendarnego kwiatu. Gdyby udało nam się z nimi skontaktować, wszyscy oni musieliby się bardzo zdziwić. Nie istnieje bowiem coś takiego jak kwiat paproci. Paprocie kwiatów nie wytwarzają. Ale po kolei …
Pomimo panowania chrześcijaństwa na ziemiach polskich od przeszło tysiąca lat, do tej pory nie udało się wyplewić wszystkich słowiańskich mitów i zwyczajów. Do tych ocalałych, a przynajmniej wciąż znanych, należy kwiat paproci. Nikt obecnie nie praktykuje poszukiwań legendarnego kwiatu, ale każdy o nim słyszał. Mityczny kwiat paproci miał zakwitać raz w roku, dokładniej podczas najkrótszej nocy w okolicach 21-22 czerwca. Według legend, kwitnące paprocie występowały w trudno dostępnych i niegościnnych bagnach, uroczyskach i nieprzeniknionych czeluściach leśnych kniei. Niegościnny teren oraz krótki czas kwitnienia powodowały, że tylko najwytrwalsi próbowali odszukać paproci. Jednak warto było szukać, bowiem znalazcę kwiatu czekało bogactwo i dostatek.
Pochodzenie samego mitu nie zostało do końca wyjaśnione. W przypadku większości mitów z mitologi słowiańskiej, do obecnych czasów pozostały tylko niewielkie i mocno zniekształcone skrawki, a współcześni badacze muszą to wszystko poukładać w logiczną całość. W efekcie mamy wiele niedomówień, domysłów, teorii i koncepcji. Do najbardziej znanych wytłumaczeń kwiatu paproci należy dawny zwyczaj stosowany przez kobiety w czerwcową noc przesilenia. Smarowały się one liśćmi nasięźrzału aby w magiczny sposób podnieść swoją atrakcyjność. W trakcie tego procesu nuciły zaklęcia mające wzmocnić działanie maści.
Owe zaklęcie brzmiało:
Nasięźrzale, nasięźrzale,
Rwę cię śmiale,
Pięcią palcy, szóstą dłonią,
Niech się chłopcy za mną gonią;
Po stodole, po oborze,
Dopomagaj, Panie Boże.
Jednak mityczny kwiat paproci nie był wyłącznie elementem tradycji Słowian. Podobne wierzenia odnotowano na terenie całej przedchrześcijańskiej Europy. We wschodniej części kontynentu, Rusini wierzyli że moc kwiatu zapewnia nie tylko bogactwo ale także umożliwia rozumienie mowy zwierząt oraz leśnych duchów i nimf. U Bałtów i ludów ugrofińskich kwiat paproci symbolizował płodność i miłość. Natomiast wśród Celtów kwiat białego wrzosu stanowił symbol szczęścia (kolor ten był bardzo rzadko spotykany). Wraz z rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa, zaczęto systematycznie i skutecznie wymazywać wszelkie wierzenia i tradycje. Często zastępując je biblijnymi odpowiednikami. Podobnie stało się z przesileniem czerwcowym. Obchodzono wtedy Noc Kupały, którą zamieniono na noc św. Jana określaną jako noc świętojańska.
Ale skąd generalnie pomysł na kwiat paproci? Nikt nigdy nie widział kwitnących paproci, te bowiem nie wytwarzają kwiatów. Prawdopodobnie wszystkiemu winny jest język. To co kiedyś oznaczało jedno, obecnie oznacza coś zupełnie innego. Sama nazwa wywodzi się prawdopodobnie z indoeuropejskiego pierwiastka „pap-r” oznaczającego sitowe lub inne trawiaste rośliny nadwodne. Z czasem paprocią nazywano wszystkie rośliny rosnące na bagnach i mokradłach. Wiele z nich to typowe rośliny kwiatowe. Być może pierwotnie szukano pięknych i bardzo rzadkich kwiatów rosnących na niedostępnych uroczyskach. Jednak najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem jest poszukiwanie kłosów zarodnionośnych, które są tworzone przez kilka europejskich paproci.
Czymże jest kłos zarodnionośny? Jest to gęste skupienie sporofilów w postaci szyszkowatego kłosa z zarodniami wytwarzającymi zarodniki (takie naukowe określenie na paprociowy odpowiednik nasion). U większości paproci zarodnie umieszczone są na spodniej stronie liści. Jednak niektóre gatunki wytwarzają specjalne struktury, które wynoszą zarodnie wysoko ponad rozetę liści. Dzięki temu lekkie jak piórko zarodniki mogą być znaczenie lepiej rozsiewane. Wystarczy bowiem najmniejszy podmuch wiatru by zarodniki, ulokowane na wysokim kłosie, mogły pofrunąć na wiele kilometrów w dowolnym kierunku. To właśnie te kłosy prawdopodobnie brano za kwiaty. Wiedza biologiczna naszych przodków była na dużo niższym poziomie. Teraz wiemy, że paprocie i inne paprotniki nie wytwarzają kwiatów.
Do rodzimych gatunków wytwarzających kłosy zarodnionośne należą:
DŁUGOSZ
Długosz królewski (Osmunda regalis), inaczej królewska paproć. Nazwę zawdzięcza imponującym rozmiarom. Jest to bowiem nasz największy krajowy paprotnik, którego rozety mogą osiągnąć nawet 2 metry średnicy. Gatunek o zasięgu kosmopolitycznym, możemy go spotkać w wielu regionach świata. W Polsce przebiega północno-wschodnia granica zasięgu, bowiem bardziej na wschodzie jest już dla niego za zimno. Występuje głównie w lasach i na jego obrzeżach, w miejscach wilgotnych jak olsy, wierzbowe zarośla, torfowiska i podmokłe łęgi i leśne mokradła. Czyli właśnie tajemnicze uroczyska o których mowa w legendzie. Termin pojawiania się kłosów także zbiega się z mityczną Nocą Kupały, bowiem długosz „zakwita” w czerwcu i lipcu. Jest to gatunek bardzo rzadki, głównie z powodu niszczenia jego siedlisk (osuszanie mokradeł, melioracja torfowisk, wycinka lasów), dlatego od 1946 objęty jest ścisłą ochroną gatunkową. W Polsce istnieje nawet cała seria rezerwatów przyrody specjalnie powołanych do ochrony stanowisk długosza. Na Dolnym Śląsku istnieje tylko 12 potwierdzonych stanowisk z 30 pierwotnie znanych, m.in. Uroczysko Wrzosy, okolice miejscowości Węgliniec, Rokitki, Pasternik, Ostrowina, Stawno i Golina.
NASIĘŹRZAŁ
Nasięźrzał pospolity (Ophioglossum vulgatum), to drobna paproć, która kompletnie odstaje od wyglądu tego co uważamy za paproć. Posiada pojedynczy, lancetowaty liść o gładkich brzegach, ze środka którego wyrasta wąski, pionowy kłos z dwoma szeregami zarodni. Gatunek ten w naszym mniemaniu najmniej zasługuje na miano kandydata do noszenia nazwy „kwiatu paproci”. Zaczynając od samego wyglądu, który jak już wcześniej wspomnieliśmy, jest wybitnie mało paprociowy. Do tego nasięźrzały nie występują w mrocznych, niedostępnych lasach i bagnach. Preferują one otwarte tereny, często bardzo dobrze nasłonecznione. Głównie zmiennowilgotne łąki trzęślicowe ze związku Molinion caeruleae. Do tego termin „kwitnienia” także jest niezgodny z legendą, bowiem nasięźrzał wytwarza kłosy już w maju. Jednak ta drobna roślina, jest bardzo ciężka do wypatrzenia w gęstej runi łąkowej. Dodatkowo w zamierzchłych czasach liście nasięźrzału miały magiczną moc. Objęty jest ścisłą ochroną gatunkową od 2004. Na Dolnym Śląsku możemy go spotkać w wielu regionach, ale w dużym rozproszeniu. Chroniony w kilku rezerwatach przyrody i na wielu użytkach ekologicznych.
PODEJŹRZONY
Podejźrzony (Botrychium) to rodzaj paprotników, który w Polsce liczy 6 gatunków z czego jeden wymarły. Są one czymś pomiędzy długoszem i nasięźrzałem. Większość bowiem tworzy pierzasty liść o kształcie z którym kojarzymy paprocie, jednak jest on tylko jeden, spomiędzy którego wyrasta kłos. Występują mniejsze lub większe różnice pomiędzy poszczególnymi gatunkami podejźrzonów oraz ich siedliskami. Jedne rosną w cienistych, bagiennych lasach, inne preferują otwarte murawy wysokogórskie lub nawet nasłonecznione murawy kserotermiczne. Wszystkie jednak łączy jedno – są rzadkie. Niektóre gatunki znane są z zaledwie jednego lub dwóch stanowisk. Na Dolnym Śląsku formalnie występują trzy gatunki, z czego tylko jeden mamy tak naprawdę szansę spotkać. Mowa tu o podejźrzonie księżycowatym (Botrychium lunaria). Posiada on pierzasty liść o długości do 15 cm spomiędzy którego wyrasta 2-3 pierzasta wiecha z dwurzędowymi gronami zarodni. Występuje on na kilkudziesięciu rozproszonych stanowiskach (głównie Sudety) na terenach otwartych, m.in. murawy kserotermiczne, murawy bliźniczkowe, wrzosowiska i zarastające kamieniołomy. Inny gatunek, podejźrzon marunowy (Botrychium matricariifolium), znany jest z zaledwie dwóch stanowisk (Uroczysko Wrzosy, okolice Zimnej Wody), natomiast podejźrzon rutolistny (Botrychium multifidum), nie ma obecnie potwierdzonych, istniejących stanowisk w województwie.
Tak pokrótce wygląda charakterystyka naszych rodzimych kwiatów paproci. Podsumowując, wszystkie te rośliny są w Polsce i na Dolnym Śląsku bardzo rzadkie. Wszystkie podlegają ochronie i nie wolno ich zrywać, wykopywać lub niszczyć w jakikolwiek sposób. Po prostu należy cieszyć się ich widokiem. A jest co podziwiać. Od maleńkich, 3-5 cm podejźrzonów, które można często dostrzec dopiero klęcząc z głową tuż przy ziemi, po ogromne długosze królewskie, nieraz mogące przewyższać nawet dorosłą osobę. W przypadku jednych problemem może być doskwierający upał, bowiem rosną one na nasłonecznionych i rozgrzanych nieckach kamieniołomów. Inne natomiast wolą rosnąć w prawdziwych wylęgarniach komarów i kleszczy. Tak więc odnalezienie „kwiatu paproci” nawet w dzisiejszych czasach to prawdziwy wyczyn. Dotyczy to zarówno niewielkiej liczby stanowisk, jak i lokalizacji w mało gościnnych miejscach. Ale czego się nie zrobi by móc ujrzeć te przepiękne paprocie w ich całym majestacie … Prawda? 🙂